Hej, hej, witajcie ^^
Dzisiaj nadeszła pora na pierwszy wpis z serii Moja Pielęgnacja. Jak widzicie po tytule, pod lupę weźmiemy moje włosy.
Na początek krótka charakterystyka moich włosów. Jak widzicie na zdjęciu, są dość długie. Silnie reagują na wilgoć puszeniem i falowaniem. Są średnio/wysokoporowate. Farbowane, ale na kolor zbliżony do mojego naturalnego.
Uwielbiają się falować, a ja usilnie chcę, by były proste, przez co niezmiennie od lat używam prostownicy, o której już kiedyś tutaj pisałam: [klik]. Oczywiście nie katuję ich prostowaniem codziennie i nie używam temperatur wyższych niż 170 stopni. Suszarki nie używam wcale.
Do rozczesywania używam szczotki Tangle Teezer, której w tym wpisie akurat nie pokażę, ale pokazywałam ją tutaj: [klik]. Wtedy była droższa, teraz można ja dostać już za około 30zł. Przyznam, że jest to must have każdej osoby, która ma problemy z rozczesywaniem włosów. Ta szczotka poradzi sobie z największym kołtunem. Nie wiem, co jest w niej takiego magicznego, ale moje włosy po prostu ją uwielbiają. Dopóki nie spróbowałam, nie wierzyłam w te wszystkie pozytywne opinie na jej temat. Teraz sama podpisuję się pod nimi. Od czasu zakupu codziennie czeszę nią włosy i nadal wygląda jak nowa :)
Zaznaczę, że pielęgnacją włosów interesuję się dość krótko, bo dopiero od około roku. Podstawy poznałam na blogu Anwen oczywiście [klik].
SZAMPONY
Wspomnę, że włosy myję codziennie wieczorem. Tak mam od zawsze i nie wyobrażam sobie inaczej.
Tak, dobrze widzicie :) Pierwszy na zdjęciu jest szampon dla dzieci marki Tesco (nr 1). Każda włosomaniaczka wie, że powinno się używać dwóch szamponów. Delikatniejszego na co dzień i mocno oczyszczającego około raz w tygodniu.
Pewnego razu zapomniałam kupić w Rossmannie słynny szampon Babydream (którego zużyłam kilka buteleczek). Nie chciało mi się wracać tylko po szampon, a akurat byłam w Tesco więc zaszłam na dział dziecięcy. Mój wybór padł na ten produkt i przepadłam. Moim zdaniem jest lepszy od Babydream. Oczyszcza delikatnie, ale dokładnie. Nie przesusza włosów, bardzo delikatnie pachnie, jest niesamowicie wydajny (i większy niż Babydream). Buteleczka kosztuje około 7zł. Polecam :)
Do mocniejszego oczyszczania używam szamponu brzozowego Barwa Ziołowa (nr 2). Również kupuję go w Tesco, ale wiem, że jest dostępny w osiedlowych sklepikach i drogeriach. Kosztuje góra 4zł. Po jego użyciu włosy aż skrzypią z czystości. Najczęściej wybieram go przed użyciem maski. Wtedy wiem, że nic nie stanie jej na przeszkodzie w dogłębnym odżywianiu moich włosów ;)
ODŻYWKI
Odżywek mam zawsze sporo. Używam ich na zmianę, w zależności od aktualnego stanu moich włosów. Jak widzicie, dominują produkty Garniera. Odżywki nr 3 i 4 wybieram w sytuacji, kiedy chcę delikatnego odżywienia i nawilżenia. Ot, takie zwykłe odżywki, które sprawdzają się, kiedy siedzę w domu, nie prostuję włosów i nie zabezpieczam ich silikonami. Często nakładam je również po olejowaniu. Odżywka nr 5 jest już mocniej nawilżająca. Wybieram ją kiedy chcę czegoś więcej, kiedy moje włosy mają gorszy dzień. Natomiast odżywka nr 6 to już jest najcięższy kaliber wśród odżywek do włosów. Nakładam ją, kiedy chcę porządnego nawilżenia i wygładzenia (najczęściej po całym dniu poza domem i po prostowaniu włosów).
Ostatnio testuję aplikację metodą pocierania, o której Anwen wspominała tutaj: [klik]. Przyznam, że u mnie się sprawdza i rzeczywiście odżywki i maski jakby głębiej i dokładniej wnikają we włosy.
MASKI
W maskach również przyjęłam zasadę, że słucham potrzeb swoich włosów. To, czego użyję, zależy też od tego ile czasu mogę na to poświęcić, choć oczywistym jest, że maski powinno się nakładać na tak długo, jak się da. Ale wiadomo, jak to wychodzi w praktyce ;)
Jak widzicie, jestem posiadaczką aż dwóch Kallosów: Algae (nr 7) i Keratin (nr 9). Są to giganty wśród masek (każdy słoik zwiera aż litr produktu). Nakładam je kiedy mam około 10-15 minut wolnego czasu. Pokrywam włosy grubą warstwą, spinam klamrą, wykonuję inne czynności, a następnie spłukuję. Nie widzę wielkiej różnicy w ich działaniu. Może Keratin bardziej wygładza i nawilża, a Algae nadaje się bardziej do codziennego stosowania, ale są to różnice bardzo minimalne. Ogółem bardzo je lubię i polecam :)
Kiedy potrzebuję ekspresowego i porządnego nawilżenia sięgam po maskę arganową (nr 10). Kupiłam ją w Biedronce za około 20zł. Nakładam ją według zaleceń producenta na około 3-5 minut. Po jej użyciu włosy są bardzo miękkie, wygładzone i nawilżone. Rozczesują się praktycznie bez problemów.
Moim hitem jest oczywiście maska Biovax (nr 8). Nakładam ją kiedy mam wolne 30-40 minut. Po jej użyciu włosy są niesamowicie gładkie, nawilżone i dogłębnie odżywione aż po same końce. Na moich włosach efekt utrzymuje się nawet kilka następnych myć i wtedy właśnie sięgam po te lżejsze odżywki, gdyż nie potrzebuję dodatkowego silnego nawilżenia. Moim zdaniem jest warta każdej złotówki.
OLEJE
Przyznam, że nie lubię olejowania włosów. Nie mogę się za bardzo wypowiedzieć w tym temacie, gdyż dopiero, baaaardzo powoli, zaczynam swoją przygodę z olejami. Jak widzicie mam dwa: olej Alterra w wersji z brzozą i pomarańczą (nr 11) oraz olej "Amla" firmy KTC (nr 12). Ten drugi jest całkowicie na bazie parafiny. Być może kiedyś napiszę jakąś aktualizację na ten temat. Na razie widzę, że po olejach moje włosy są dociążone, mniej się puszą. Ale wiem, że na prawdziwe efekty składa się regularne i długotrwałe stosowanie, na które muszę jeszcze poczekać :)
POZOSTAŁE PRODUKTY
Odżywka dwufazowa Syoss (nr 13) sprawdzała się u mnie dobrze. Używałam jej po spłukaniu odżywki, w ramach dociążenia i nabłyszczenia włosów oraz ułatwienia rozczesywania. Niestety, przy codziennym stosowaniu zaczęła przesuszać i jakby "oblepiać" moje włosy. Wyglądały po prostu brzydko. Dlatego odstawiłam ją, przez kilka dni stosowałam tylko szampon i lżejszą odżywkę i wszystko wróciło do normy.
Słynne zielone serum z Avonu (nr 14) to u mnie stały bywalec. Używam go zawsze po prostowaniu włosów w celu zabezpieczenia i wygładzenia końcówek i utrwalenia efektu. Nie znalazłam lepszego produktu w tej dziedzinie i zamierzam go używać tak długo, jak tylko będzie dostępny w katalogach :)
Na jedwab w płynie Green Pharmacy (nr 15) skusiłam się czytając pozytywne opinie na jego temat. Poszukiwałam czegoś do zabezpieczania końcówek po myciu. Niestety, nie sprawdził się u mnie. Sklejał moje włosy i powodował już po jednym użyciu takie brzydkie "oblepienie" jak opisany wyżej Syoss.
Na całe szczęście w Biedronce odkryłam coś, co sprawdza się u mnie znakomicie i świetnie zabezpiecza końcówki po myciu. Mam tutaj na myśli Maracuja Oil (nr 18). Pięknie pachnie, ładnie wchłania się we włosy (po aplikacji moje dłonie są kompletnie suche - tak bardzo włosy dosłownie "piją" ten olejek). Koszt buteleczki to około 5zł, skład ma bardzo dobry, polecam :)
Produkt Isany (nr 16) i Avonu (nr 17) to kosmetyki, które stoją u mnie w zapasach i czekają na swoją kolej. Avon dlatego, że testowałam spray Syossa, a Isana dlatego, że nie bardzo wiem, jak się za nią zabrać :) Aczkolwiek wiem, że opinie ma bardzo pozytywne ;)
FARBA DO WŁOSÓW
Od lat, niezmiennie, używam farby Syoss Mixing Colors w odcieniu 1-18. Opisywałam ją tutaj: [klik]. Od tego czasu zmieniło się opakowanie i opis, ale odcień i działanie jest dokładnie takie samo. Dobrze czuję się w tym kolorze i na razie nie planuję zmian :)
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że moim włosom wiele brakuje do ideału. Szczerze mówiąc - wcale do niego nie dążę.
Ogólnie rzecz ujmując, jestem zadowolona ze stanu swoich włosów i ze swojej aktualnej pielęgnacji. Mam bazę stałych kosmetyków, której na razie nie planuję rozszerzać ani zmieniać. Wypracowanie jej zajęło mi około rok i choć nadal raczkuję w dziedzinie pielęgnacji włosów, to przynajmniej mam ogólny pogląd na to, co im się przydaje, a co nie :)
Może coś podpatrzycie dla siebie z tego luźnego i przeraźliwie długiego wpisu. Wiem, że moje notki są długie, ale nic na to nie poradzę, że lubię klepać w klawiaturę :) W końcu blogowanie nie polega tylko na wklejeniu obrazka i napisaniu paru zdań (chyba, że taka jest idea danego bloga).
Pozdrawiam Was ciepło,
Asia.