poniedziałek, 13 lipca 2015

Gingerowe Pamiętniki #3 - "Śląska Scena Muzyczna, czyli znowu o Dżemie, a na deser o Myslovitz"

Hej, hej, witajcie! ^^

Dzisiaj zapraszam Was na kolejny post z serii Gingerowe Pamiętniki. Ostrzegam - znowu będzie Dżemowo! :D Dla niewtajemniczonych wspomnę, że pierwszy post z tej serii także był o Dżemie i ich nowym albumie koncertowym. Kto nie czytał klika teraz tutaj -> [klik] ;)

Już na samym wstępie zaznaczę, że zdjęcia są marnej jakości, gdyż są robione telefonem. Wiem, wiem. Wstyd i hańba! Jak to tak? Blogerka bez aparatu? Ale mam skromne usprawiedliwienie, o którym w dalszej części posta ;) 


Z okazji 150-lecia moich pięknych Katowic 11 lipca, czyli w zeszłą sobotę, został zorganizowany koncert "Śląska Scena Muzyczna". Gwiazdami byli: zespół Kat&Roman Kostrzewski, mój kochany Dżem no i wspaniałe Myslovitz. Kiedy tylko dowiedziałam się o tym wydarzeniu, moją pierwszą myślą było - "muszę tam być"! Przecież jak to tak... Dżem i Myslovitz na jednym koncercie i mnie miałoby tam nie być? Wiadomo, życie to troll i nie mogło być łatwo.

W środę przed koncertem spotkało mnie nieszczęście, rozchorowałam się, nie mogłam mówić, czułam się fatalnie. Nie widziałam szans na to, by do soboty poczuć się lepiej. Tak na serio, do soboty rano nie wiedziałam, czy dam radę zjawić się na tym koncercie.

Na całe szczęście ściągnęłam siły z kosmosu i stwierdziłam - jadę! Na Muchowiec mam około 30 minut jazdy autobusem, więc spoko. Oczywiście, tutaj też nie mogło być łatwo. Autobus przepełniony, korek, ja nie miałam zbyt wiele sił, więc było mi słabo i już prawie chciałam zrezygnować i wysiąść. Ale nie, nie poddałam się. Dojechałam na miejsce tuż przed koncertem Dżemu (poprzedni koncert pominęłam - nie do końca moje klimaty ;)).

Kiedy nadchodziłam na miejsce, widziałam tłumy zmierzające w kierunku sceny. Pomyślałam sobie, że nie ma szans, że znowu nic nie zobaczę (mam 153cm wzrostu i jeśli nie ma telebimów, a tutaj nie było, jedyne co widzę na koncertach to plecy osoby stojącej naprzeciwko). 


Dlatego też nie wzięłam ze sobą aparatu - nie nastawiałam się na warunki sprzyjające fotografowaniu, czułam się średnio i chciałam iść po prostu odpocząć i posłuchać ukochanej muzyki. Oczywiście, jak już wspominałam, życie to troll. 

Okazało się, że te tłumy gnały dzikim pędem, aby napić się piwa ;) Na strefie koncertowej było pusto. Na tyle pusto, że...ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu...pierwszy raz w życiu...udało mi się stanąć bez problemu przy barierkach! :D Wiecie co to oznaczało? Koncert, na którym zobaczę wszystko, posłucham normalnie muzyki, nikt nie będzie wędrował mi przed nosem z piwem w ręce. Marzenie spełnione, "achievement get"!

Scena była dość daleko od barierek, ale co tam... Grunt, że wszystko widziałam i nikt mi nie przeszkadzał w odbiorze. Pogo rozkręciło się w innym miejscu, "pływaków" brak w moim rejonie... Słowem - tylko ja i muzyka :D


Nie muszę chyba mówić, że Dżem zagrał świetnie, prawda? ;) Prześpiewałam cały koncert, setlista genialna. Kiedy nadszedł koniec, byłam zaskoczona, że to już. Pewnie dlatego, że poprzedni koncert na którym byłam to ten urodzinowy, który trwał 4 godziny i był niesamowity, ale to już wiecie ;)

Jedyne co mi ociupinkę przeszkadzało, to część ludzi z tzw. "przypadku". Przyszli, bo Dżem i Myslovitz, bo za darmo. Wiadomo...pijani, nie do końca rozumiejący sens tej muzyki. No ale cóż. Taki "urok" takich imprez. Poza tym - miałam swoją barierkę, nic nie mogło zepsuć mi humoru! :D

Następny planowany Dżemowy przystanek to Rock na Plaży na Paprocanach. Genialnie, bo wypada na dzień przed Naszą Rocznicą Ślubu. Już odliczam dni :) Chyba, że wpadnie coś wcześniej, to będzie jeszcze lepiej :)

Następnie na scenie miało pojawić się Myslovitz. Zespół, który uwielbiam od lat, zaraz po Dżemie i Within Temptation. Zespół, na którym "wychował się" mój Mąż. Przyznam, że mieliśmy pewne obawy co do tego występu, głównie dlatego, że był to nasz pierwszy koncert Myslovitz od czasu, kiedy nie ma w nim Artura Rojka. Wcześniej jakoś zawsze nie udawało nam się iść na ich koncerty i nie wiedzieliśmy, jak zareagujemy, jak to odbierzemy.


Okazało się, że nasze obawy były zupełnie niepotrzebne. Koncert - petarda. Setlista świetna, prześpiewałam wszystkie piosenki (to, że nie byłam na koncercie od czasu Rojka nie oznacza, że nie mam nowej płyty i nie znam nowych utworów na pamięć ;)) Szkoda, że tak krótko. Czekam na powtórkę, tylko że poproszę dłużej! ;) Niesamowita energia, świetny kontakt z publicznością. Oczywiście, że pojawiła się przez chwilę nostalgia i mały smuteczek, że nie ma już Artura, ale trudno... Trzeba iść do przodu, zespół jest w świetnej formie i oby tak dalej! 

Do domu wróciliśmy chwilkę po północy. Ja straciłam głos. Kompletnie. Prześpiewane dwa koncerty dały mi w kość, ale wreszcie mogłam się bawić tak, jak chciałam. Od teraz będę już zawsze walczyć o miejsce przy barierce, chociażby z boku. Ciężkie jest życie małego człowieczka ;) 

Po paru godzinach snu mój Mąż poszedł do pracy na poranną zmianę, a kiedy wrócił odpoczywaliśmy przy herbacie, cieście (jedyne co dałam radę zrobić po koncercie to właśnie upiec ciasto ;)) i żelkach.


Na całe szczęście głos już mi wrócił, bo przede mną nocne nagrywanie odcinków na mój kanał YouTube. Kto jeszcze mnie nie odwiedził klika teraz tutaj -> [klik].

Na koniec zostawiam Wam przedkoncertowe selfie, a co! :D


Pozdrawiam ciepło,
Asia.

6 komentarzy:

  1. Super swietna relacja z koncertu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że się dobrze bawiliście i koncerty Wam się podobały :) Zdjęcia wcale nie takie złe ;)

    Mam nadzieję, że już się całkiem dobrze czujesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, już jest całkiem dobrze :) Dziękuję :)

      Usuń
  3. Super, że udało Ci się dostac do barierki i mogłaś w pełni cieszyć się koncertem, czasem niby takie małe rzeczy a tyle potrafią zmienić. Fajnie też, że na nowym Myslovitz również dobrze się bawiliście. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, to prawda :) Lubię cieszyć się z takich małych rzeczy :)

      Usuń